Przeczytaj również:
W ostatnich dniach internet obiegła informacja o zakazie udzielania korepetycji online w Chinach. Oprócz prywatnych lekcji, zakaz ten dotyczy również innych pozaszkolnych lekcji. Firmy trudniące się korepetycjami zatrudniały wykwalifikowanych nauczycieli, aby odpowiednio przygotowały chińskie dzieci do odpowiednika polskiej matury. Czyli najpierw nauczyciel uczył moje dziecko w szkole, a potem moje dziecko szło na zajęcia z nauczycielem (być może z tej samej szkoły), by nauczyło się tego, czego nauczyciel nie potrafił wyjaśnić podczas zajęć. Wszystko po to, by zdać na jak najwyższy wynik egzamin, który ma wpływ podczas rekrutacji na uczelnie wyższe, a co potem? Znowu dodatkowe zajęcia z przedmiotów, które są na studiach. Jak to wygląda w Polsce? Bardzo podobnie.
Wysyłamy dziecko do szkoły i liczymy na to, że wykwalifikowany nauczyciel nauczy wszystkiego, co potrzeba by zdać najważniejsze egzaminy i przekaże dobre praktyki, aby nasze dziecko poradziło sobie na kolejnych etapach edukacji. Pięknie brzmi a rzeczywistość dość często wygląda inaczej. Okazuje się, że nauczyciel bardziej zwraca uwagę na realizację narzuconego programu, niż na przyczynę problemu w zrozumieniu bieżącego materiału. Prowadzi to do większych trudności w opanowaniu kolejnych działów, stres przy pisaniu końcowych egzaminów, a może nawet niezaliczenie go. Rodzice w tej sytuacji decydują się na korepetycje. Najlepiej żeby była to osoba z dużym doświadczeniem, może dodatkowo egzaminator CKE - znowu jakiś nauczyciel? Zataczamy koło: nauczyciel nie trafił z przekazem do ucznia, uczeń nie zrozumiał materiału, krępuje się poprosić o wyjaśnienie w inny sposób (bo przecież przyszła Pani nauczyciel), nauczyciel wyjaśnia zagadnienie jeszcze raz, to nie daje efektu, zmieniamy korepetytora na innego, bardziej doświadczonego nauczyciela, on sobie poradzi z wyjaśnieniem danego materiału (bo pokazał go w inny sposób), pojawia się kolejny dział, a tam znowu to samo, bo nauczyciel całe życie tak wyjaśniał w szkole i to działało a tu nie działa...
Dla nauczyciela udzielanie korepetycji jest czymś dodatkowym, czymś co uzupełni jego dziury w domowym budżecie i nie będzie zmieniał swoich wygodnych nawyków, bo to nie jest jego podstawowa praca. Nie jest w stanie zrezygnować z pracy w szkole, by spełniać misję edukowania. Dobrym posunięciem jest znalezienia korepetytora, dla którego zajęcia z uczniem są jedynym źródłem utrzymania. Czy student będzie dobrym wyborem? Według mnie nie. Też byłem studentem, udzielałem korepetycji po zajęciach i całe szczęście dla moich uczniów nigdy z nich nie zrezygnowałem, a wręcz poczułem powołanie i planuję się rozwijać w tym kierunku. Jestem jedynym studentem z mojego roku, który dalej prowadzi prywatne zajęcia. Na moim przykładzie stwierdzam, że poniżej 1% studentów nie zrezygnuje w niespodziewanym momencie z udzielania korepetycji. Przykre byłoby, gdyby student uczący moje dziecko przez 3 lata zrezygnował, gdy będzie ono w klasie maturalnej. Warto ryzykować?
Adam
Źródło: Polskie Radio